środa, stycznia 03, 2007

W objeciach Atlasow

Witajcie w Nowym Roku 2007!

Nasza rowerowa podkowa pordzewiala ze szczescia, opony posiwialy podrozniczym pylem, a My – nieco juz zmeczeni i zamysleni nad czasem minionym na rowerowej wloczedze – nieuchronnie wypatrujemy konca tej naszej magicznej podrozy..
Zanim to jednak nastapi, dzielimy sie z Wami nowa relacja z ostatnich paru tygodni..

Mrozace krew w zylach gorskie przeprawy mialy swoj final w postaci zasluzonego, dwu-dniowego wypoczynku nad morzem, na kempingu w Aglou, ktora to miejscowosc obdarzyla nas spokojem, swiezoscia morskiej bryzy oraz sasiedztwem Troglodytow, zamieszkujacych cudaczna rybacka wioske w skalach, ktorej nieprawdopodobna bliskosc morza ksztaltuje zarowno charakter zabudowy, jak tez jej mieszkancow – zzytych z nieco zlowroga melodia fal i zdajacymi sie trwac nieskonczenie polowami ryb, krabow i innych morskich przysmakow.
Miejscowosc Aglou opuscilismy rozleniwieni, ale tez wzmocnieni sloncem i gotowi do dalszych podbojow marokanskich “cudow swiata”. Za cel obralismy poznanie Antyatlasu – pasma gorskiego “przegladajacego” sie w obliczu Atlasu Wysokiego i jednoczesnie stanowiacego ostatnie wrota ku polozonej na poludniu, niedostepnej Algierii.
Z Tiznitu ruszylismy niezwykle malownicza trasa widokowa do miejscowosci Tafraoute. W praktyce oznaczalo to dwa dni calodziennych podjazdow, a wysilek wynagrodzily nam cudowne widoki na Antyatlas, skapany w sloncu i teczowych pastelach tak wyszukanych, ze nawet najcudniejsze motyle moglyby pozazdroscic gorom takiej roznorodnosci..

Symfonie barw i plastycznosc form obu Atlasow o tej porze roku najlepiej podziwiac wczesnym rankiem, gdy pierwsze promienie slonca miekko klada sie na zboczach, a widoki sa najbardziej przejrzyste, lub po poludniu, gdy kolory sa najbardziej “dojrzale”, pelne, a z aksamitnej faktury stokow wylaniaja sie popisowe ksztalty i barwy; korowod swiatel i cieni wygasa wraz z zachodzacym sloncem, a caly pejzaz tonie w purpurze.. fiolecie.. granacie.. po to by za chwile calkowicie zastygnac pod rozgwiezdzonym dachem nieba..
Nie trudno zauwazyc, ze pokochalismy te gory – ich form nie da sie zapomniec, a charakteru calkowicie zdefiniowac... Czlowiek staje sie swiadkiem pierwotnego piekna i, podporzadkowany mu, elementem mozaikowej wyobrazni Natury, czesto nieuchwytnej, kaprysnej, lecz ta proba percepcji zawsze owocuje doznaniem spelnienia pasji, rowniez pierwotnej w kazdym z nas – pasji, ktorej przejawem jest Wzruszenie ukryte gleboko w teczowce oka..

Tafraoute, polozone miedzy brunatnymi, dziwacznie powykrecanymi skalami, stalo sie dobra okazja do krotkiego odpoczynku i.. zrobienia dodatkowej trasy w okolicznych gorach. Warto bylo chocby ze wzgledu na przebieg szlaku posrod bujnych gajow oliwnych i daktylowych, ktore przemierzalo sie ocienionymi korytarzami. Wyjatkowosc doznan podkreslaly zapach kokosu unoszacy sie co jakis czas w powietrzu oraz niezwykle kamienista piste w dalszym przebiegu trasy..:)

Z Tafraoute skierowalismy sie w kierunku Ighermu (1974 m n.p.m). Ten odcinek byl rownie malowniczy jak poprzedni i warto podkreslic, ze cala ta trasa w Antyatlasie oferuje idealne warunki do rowerowego eksplorowania gorskich okolic i jest tym samym niepowtarzalnie i niezapomnianie MALOWNICZA! Swietna, asfaltowa droga meandruje szerokimi zakosami posrod gor, faluje niczym wielbladzi garb po rozleglych plaskowyzach, to znow wznosi sie i opada na czolach pasterskich wiosek.. Spokoju zjazdow i trudu podjazdow nie zmaci zadna marokanska ciezarowka(!), co jest niezwykle biorac pod uwage, ze to trasa do Ighermu, gdzie znajduje sie kopalnia. Najwyzej polozona miejscowosc na trasie to Ait Abdallah – 2092 m n.p.m. Tu nocowalismy dzieki uprzejmosci pewnego urzednika w samym sercu wioski rozbijac namiot miedzy poczta, szkola, a jakims urzedem, gdyz nie ma tu zadnej bazy noclegowej (!).

Z Ighermu kontynuujemy malownicza wedrowke i przemierzamy 102 km asfaltowej drogi do Taliouine. Trafiamy tu akurat w okresie przedswiatecznym, wtedy gdy mysleliscie o nas cieplo i pisaliscie piekne i krzepiace zyczenia, za ktore z calego serca DZIEKUJEMY!
Nas rowniez dopadla lekka przedswiateczna goraczka, gdyz chciezlismy; by bylo choc troche tradycyjnie...:) Lukasz pewnie sie na to smieje, bo ja chcialam zrobic 12 potraw , ale okazalo sie to niemozliwe z kilku powodow: dysponujemy jednopalnikowa, benzynowa kuchenka Colemana oraz zestawem garnkow aluminiowych w ilosci 3 sztuki + przykrywka + 1 pojemnik plastikowy + 2 kubki. To nawet duzo, ale ugotowanie obiadu skladajacego sie ze smazonego miesa, makaronu lub ziemniakow oraz surowki zajmuje jakies 2,3 godz. Czesto gotowalismy takie rzeczy dlatego na Wigilie mialo byc bardziej wyszukanie. Niestety nie wyszukalismy zbyt wiel skladnikow, z ktorych mozna ugotowac tradycyjna Wigilie, bo po prostu to niemozliwe. W Taliouine nie bylo grzybow, kapusty kiszonej, ryby itd. Zrobilismy wiec SALATKE skladajaca sie z pieczonego kurczaka, gotowanezj marchwii, kalafiora, kukurydzy, ryzu, daktyli, orzechow wloskich, migdalow, rodzynkow, mandarynek, majonezu, a Wieczor Wigiliny spedzilismy w restauracji naszej Auberge Souktana, na terenie ktorej zajelismy dla siebie bungalow.

Z Taliouine skierowalismy sie na ponowny podboj Atlasu Wysokiego. Przed nami ostatni odcinek trasy – jak sie okazalo nie bylo tak strasznie jak sie spodziewalismy. Route Tizi-n-Test to zapewne rowerowy punkt programu wszystkich wypraw – my wzmocnilismy doznania na tej trasie. Po zdobyciu przeleczy Tizi-n-Test i noclegu na wysokosci 2100 m n.p.m ruszylismy dalej w gore gorska pista (bez bagazy) i po pewnym czasie stanelismy na szczycie, z ktorego rozciagala sie panorama na caaaala okolice, w tym na Toubkal, najwyzszy Jbel w Maroku. Wrazenia niesamowite, widoki zapierajace dech w piersiach!

Tak oto zdalismy sobie sprawe z faktu, ze powoli zblizamy sie do Marakeszu i, tym samym, do kresu naszej rowerowej wedrowki. Pozostaly czas postanowilismy wykorzystac w gorach totez z Asni, lezacego na skrzyzowaniu do Marakeszu, skrecilismy ponownie w inna strone czyli do Imlilu, gorskiej i bardzo turystycznej miejscowosci bedacej baza wypadowa wycieczek po Atlasie Wysokim, oraz miejcem noclegowym tych, udajacych sie na Toubkal.
Dla nas Imlil stal sie okazja do przedsiewziecia swietnej trasy rowerowej do Tacheddirtu; gorskiej wioski lezacej u stop przeleczy Tacheddirt (3000 m n.p.m). Jednodniowa wyprawa znow dostarczyla niezapomnianych widokow, a gory pokazaly tym razem bardziej nam znane “tatrzanskie” oblicze. Droga piela sie w gore wzdluz osniezonych szczytow, gorujacyh nad Imlilem, a potem prowadzila wewnetrznym korytem rozleglego plaskowyzu, gdzie poludniowe osniezone stoki kontrastowaly niezwykle z polnocnymi, pozbawionymi sniegu, o cieplej miodowo-cynamonowej barwie.

Pochlonieci gorskimi przeprawami zdawalismy sie nie myslec o nadchodzacym Sylwestrze. Poczatkowo chcielismy wybrac sie do schroniska pod Toubkalem i tam spedzic Noc Sylwestrowa, ale ostatecznie przejmujace zimno i niewystarczajaco dobry ekwipunek do gorskich wedrowek w warunkach sniegow i mrozow odwiodly nas od tego planu i wreszcie udalismy sie w strone Marakeszu. Ostatnim przystankiem przed tym slynnym miastem byl Moulay Brahim, gdzie Lukasz wybral sie w pozegnalna wedrowke z gorami Maroka na plaskowyz Kik, skad rozciaga sie jedna z ladniejszych panoram na Jbel Toubkal i okolice.
Do Marakeszu dotarlismy w Sylwestra i wrecz porazila nas ilosc turystow! Mialo sie wrazenie, ze jest ich wiecej niz samych mieszkancow. Wiekszosc przybszy gromadzi sie na najwazniejszym placu w miescie – Dzemaa el Fna i my rowniez chlonelismy atmosfere miasta wlasnie tam. Trudno jednak pokusic sie o opinie, ze jest to najbardziej romantyczne i niezwykle miasto Maroka. Niestety w pierwszej linii wyczuwa sie jego turystyczno-komercyjny charakter i nic tu juz nie jest tajemnicze ani niezwykle. Pokazy wezy, muzykanci i akrobaci, ktorych widzielismy, nie zasluguja nawet na jedno zdjecie – duzo w tym kiczu niedbalstwa i zlej rutyny. Byc moze bylismy w Marakeszu zbyt krotko, by wyrobic sobie inne zdanie..
A jesli chodzi o samego Sylwestra, trafilismy niezle, bo do hotelu na lokalna impreze z muzyka na zywo, regionalnymi tancami i winem, ktorego to smaku nie zaznalismy od czasow wloczegi po Portugalii 

A dzis piszemy z Asili, nadmorskiej, spokojnej miejscowosci, do ktorej dotarlismy nocnym pociagiem, by wreszcie solidnie odpoczac. Ponadto blisko stad do Tangeru, a stamtad przeprawiamy sie wkrotce do Hiszpanii, by ostatecznie wrocic do domu 06.01..
I o tym napiszemy nastepnym razem, juz z Warszawy. Wtedy tez odpowiemy na Wasze pytania i napiszemy podsumowanie.

Pozdrawiamy i zyczymy Wam Wszystkiego Najlepszego w Nowym Roku! A mojej Mamie z okazji dzisiejszych imienin zycze cudownych, slonecznych chwil na kazdy nadchodzacy dzien i mnostwo zdrowia! Kocham Cie, Mamo, i caluje goraco! Kasia. Do zyczen dolacza sie Lukasz.


3 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Witajcie nasi romantyczni podróżnicy !! Teraz jestem już niemal pewien, że z tej orientalnej podróży, na podstawie własnych zapisków, złożycie całkiem zgrabny tomik porywających relacji, np. pt. „opowieści z pod kół tryskające..” czy „między szprychami roweru, a wielbłądzimi garbami..” Szkoda więc, że Wasza wędrówka dobiega już końca (będzie brakowało nam wszystkim Waszych czarodziejskich opowiadań), choć z drugiej strony bardzo już za Wami tęsknimy i nie możemy się Was doczekać.. i trzeba przyznać, że cieszy nas już Wasz powrót.
Słuchajcie nie będę już Was zanudzał swoimi takimi.. przyjmijcie od nas najserdeczniejsze, naj..naj..najgorętsze Noworoczne życzenia.. Pozdrawiamy, czekamy Pa pa.
PS. Udało się nam zająć sanie Świętego..że Mikołaja z workiem jeszcze nie opróżnionym, także przybywajcie, bo nie wiem kiedy On wpadnie upomnieć się o sanie, a i renifery wredne trawnik mi skubią do goła..

9:33 AM  
Anonymous Anonimowy said...

To jest dobra wiadomość na nowy rok (ta o powrocie) :) Nie napisaliście, o której będziecie w stolicy, ale my Was znajdziemy. Jak ktoś z komentatorów wie coś więcej o przybyciu wiśniowych i się wybiera na okęcie to niech napisze - się dogadamy :)

1:00 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Przegladajac zdjecia chcialem tylko powiedziec ze.....Gratuluje brody Wisnia!:) Wprawdzie mialem kiedys dluzsza ale i tak jest niezle:) Zdjecia total. Powodzenia i szczesliwego powrotu!

9:14 PM  

Prześlij komentarz

<< Home