wtorek, listopada 28, 2006

Chrzest Poludnia

Witamy z pustynnych zaswiatow!


Na wstepie ja, Kasia, dziekuje mojej Rodzince za zyczenia imieninowo-urodzinowe, ktore wlasnie ze wzruszeniem przeczytalam I pomyslalam sobie, ze chcialabym Was, Kochani Mamo, Tato, Gosku, Darku, Dycha, Krycha I Kongo wysciskac ile sil w mych podrozniczych ramionach! Rowniez Was kocham I dziekuje!


O ile pamiec nie myli, po raz ostatni pisalismy z Fezu, ktory pozostal juz tylko barwnym wspomnieniem, przycmionym przez mnostwo nowych wrazen i przygod w drodze na pustynie.. Nieco zmeczeni gwarem tego urokliwego miasta i gosdcinnoscia jego mieszkancow udalismy sie dalej na poludnie i wkrotce zaznalismy krajobrazow tak bajecznych, ze nawet najdluzsze podjazdy nie byly w stanie zaklocic atmosfery radosci i entuzjazmu, jakie towarzysza nam przez caly tren kilejny etap rowerowych zmagan.

W drodze na Sahare przemierzylismy czesc pasm Atlasu Sredniego, Atlasu Wysokiego, poznalismy wlasna malosc w obliczu niezmierzonych rownin piaszczystej hamady, czyli nieurodzajnej kamienistej pustyni porosnietej co najwyzej karlowata roslinnoscia, zaraz potem Grand Kanion otworzyl przed nami swe wrota – rozlegle, zionace ochra wawozy chlonely nasza ciekawosc i zachwyt jezorami dolin wijacych sie to w gore, to w dol u naszych kol, a my oddani tej lakomej krainie, wsluchani w wyplowiale serce piasczystych pustkowi podazalismy dalej ich szlakiem po to, by za chwile znalezc sie w zyznych Wawozach rzeki Ziz, gdzie gaje palmowe poja cieniem utrudzonych wedrowcow, a miesiste I slodkie daktyle rozbudzaja apetyt wyobrazni, wciaz niezaspokojonej! Nie moglismy uwierzyc, ze na przestrzeni ponad 300 km zaznalismy kalejdoskopowej roznorodnosci krajobrazow Maroka – co pare kilometrow wydobywalismy z siebie okrzyki fascynacji i calkowitego zaskoczenia, ze jest tu wlasnie tak pieknie!

Na trasie od Sefrou do Zeidy, ciagnacej sie okolo 200 km, mieliesmy tylko jedna mozliwosc na aprowizacje i bylo to miasteczko Boulemane. Ponadto nic – pojedyncze osady rozrzucone na horyzoncie oferowaly co najwyzej mozliwosc spotkania z gromadka dzieciakow spragnionych zyciowej slodyczy lub berberskich kobiet koczujacych na skrajach drogi w nadziei na jakis datek..

Te ksiezycowa samotnie opuszczamy w Zeidzie skad kierujemy sie do Mideltu, korzystamy z goscinnosci Berberow w oazie w poblizu Kerrando, gdzie zazywamy kapieli w fantasstycznych goracych zrodlach, odwiedzamy kolejna berberska rodzine, najadamy do syta berberskim sniadaniem, a potem wpadamy w oko Source bleue de Meski – rowniez oazy, ale o bardziej komercyjnym charakterze, a dnia nastepnego stoimy u dawnych bram pustyni – w Erfudzie, skad juz tylko jeden dzien dzieli nas od piaskow Sahary..


Dotarcie na Sahare nie bylo latwe, jak sie poczatkowo spodziewalismy biorac pod uwage plaskie uksztaltowanie terenu. Na odcinku od Meski do Merzougi przeszlismy istny Chrzest Poludnia w postaci wiatru tak silnego, ze klac sie chcialo po szewsku,ale piach w ustach, nozdrzach i oczach przeganial te mysli zlowrogie na plan dalszy i jhedno w koncu kolatalo sie nam gdzies miedzy cedbulkami wlosow a paluszkami u stop – PRZEC do przodu I wytrwac, nie poddawac sie tej materii wietrznej, nieprzyjaznej, ktora, jak okiem siegnac, na niekonczacych sie wlosciach rozpanoszona i udomowiona na Poludniu byc moze na zawsze!

Momentami bylismy w stanie wydobyc z naszych rumakow 7 km/h,sytuacja wydawala sie beznadziejna, rozpatrywalismy mozliwosc noclegu gdzies po drodze., ale ostatecznie zdecu\ydowalismy sie podjac wyzwanie do konca i skonac, jesli trzeba, twarza na pustyni)

26.11 dotarlismy do Auberge Les Hommes Blue polozonej u stop najwyzszych wydm Sahary w tej czesci Afryki. Wszystko tu nowe, egzotyczne, odpowiadajace wyobrazeniom I marzeniom o pustynnej oazie. Wrazenia z pobytu tam sa zbyt swieze, by z latwoscia ujac je w slowa. Dla mnie, Kaski, tym silniejsze, ze 27.11 obchodzilam urodziny na Saharze, a mowiac wiecej - na wedrowce po wydmach poustyni w wielbladzim zaprzegu, zakonczonej noclegiem w pustynnej oazie… Tak, tak – takie byly urodzinowe prezenty – zreszta na zdjeciach widac najlepiej. Cala ta wyprawa byla niesamowita i mysli rozczochrane nieco ostatnio kraza tylko wokol ostatnich paru dni – niesamowity jest spokoj pustyni, gdy wiatry ustepuja miejsca sennej piesni wydm, falujacej w kraglosciach jej ksztaltow niepojetych, niesamowita jest noc w objeciach gwiazd obnazonych nagle w magicznych konstelacjach, blask ksiezyca rozswietlajacy piasczysta kraine, muskajacy koniuszki aksamitnych szczytow i poliki nasze wgapione w te scenerie z wysoka – bo spacer w tych saharyjskich chmurach to sen na jawie, bajka na dobranoc i na dzien dobry i na wieki wiekow pieknie! Niesamowite sa wreszcie same wielblady, co to dzwigaly nas na swych grzbietach welnianych, pokreconych niczym rodzaj ludzki w swym pedzie do gwiazd! Kiedy zasypialismy, wielblady byly blisko, dawaly znac o sobie mnostwem subtelnych dzwiekow, zabawnym gulganiem, lykaniem, pomrukiwaniem i trudno wlasciwie okreaslic slowami szereg tych nocnych wielbladzich szmerow. A nazajutrz, gdy wrocilismy do naszej auberge, cieszyly sie pelna piersia, pelnym gardlem, wyciem., bulgotaniem - jakby hymnem triumfalnym na czesc.. powrotu do domu! ) Bylo cudownie. Dzis rano wrocilismy z wyprawy na wielbladach trwajacej dzien caly i noc cala, dosiedlismy naszych biecykletow I udalismy sie w droge powrotna do Erfudu /bez wiatru!!!/, skad dopiero mozliwa jest dalsza podroz.

Przed nami najpiekniejsze oazy Tafilaltu – droga R702 pprzeprawimy sie do glownej arterii Poludnia, Route des Kasbahs, ktora nastepnie poprowadzi nas przez Atlas Wysoki – spodziewamy sie wielu przeciwnosci losu w postaci wiatru, deszczu, sniegu, spiekoty itd.. Wszystkie zjawiska atmosferyczne mile widziane!

Na koniec... SERDECZNIE pozdrawiamy naszych blogowych KOMENTATOROW !!! :) Trzymamy za Was kciuki :)


6 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

Siemka z rana dla wytrwałych naszych wedrowców !! Tak czytając Waszą relację z podróży, czy tą świeżą czy inne, wcześniejsze można odnieść wrażenie, że po zamknięciu oczu znajdzie się człowiek w samym sercu tej krainy i na wyciągnięcie ręki znajdzie wszystkie opisywane przez Was miejsca..fajnie tak.. I dobrze też, że choć na chwile daliście odpocząć Waszym dzielnym kołowym rumakom, dosiadając tych wełnianych brzydali..
Pozdrawiamy i obiecujemy, że imprezę imieninowo-urodzinową obejdziemy jeszcze zgodnie z tradycją naszych ojców, tu na naszej ziemi.
No to Pa Kochani ! narka..

9:14 AM  
Anonymous Anonimowy said...

No coz, to ja trzymam kciuki za Was! (i Ozziego tez!) Bardzo mnie ciekawi to sniadanie u czarownika. No i ta sejsa Kasi na pustyni... I zolty turban Wisni... Niesamowite :) Cala Wasza wycieczka jest niesamowita! Przygod zyczyc nie trzeba, bo na pewno sie same znajda, ale zycze byscie bezpiecznie i bez strat na zdrowiu wrocili :) Pozdro!

1:50 PM  
Anonymous Anonimowy said...

Ale fajne góry w tej Afryce mają!!! Ile można po nich połazić... Teraz to Wam nielicho zazdroszczę :) Tzn. całej podróży można pozazdrościć, ale teraz to już zazdrość uszami się wylewa ;). Wasze zdjęcia to niesamowita odmiana, bo w stolicy za oknem ponuro i mokro. A w Wiśni przystrojonym w żółty turban to się chyba zakochałem :))))

9:14 AM  
Anonymous Anonimowy said...

Wiedzcie, że i Mat z Kasią są z wami. Regularnie sprawdzam co się u Was dzieje, mimo, że nic nie pisałem. Bardzo nam się podobała ostatnia sejsa na pustyni. Urodzinowa. Jaki aparat kupiliście sobie na tą wycieczke? tak z ciekawości pytam :\

10:47 AM  
Anonymous Anonimowy said...

Niesamowite...niewiele więcej mogę dodać, każde kolejne zdjęcie jest coraz ciekawsze...Kasi urodzinowa sesja wyszła prześlicznie (100 lat!!!) Mam nadzieje że jakos tak w okolicy Szczecina choć na chwilę zwolnicie to może i na żywo przy jakimś tradycyjnym polskim napoju opowiecie o swych przygodach...Sciskamy gorąco P&G

9:20 PM  
Anonymous Anonimowy said...

wow, to działa! może to wstyd, ale przyznam się, że jestem blogg-dziewicą ;) Kochani Kasiu i Luki, to niesamowite na co pozwala nam w dzisiejszych czasach technika. Pedałujecie sobie właśnie przez bezkresne krainy (choć WY udowadniacie właśnie, że nawet Europa ma swój koniuszek :) a ja - mały, szary człowieczek w równie małym Szczecinie widzę WAS, widzę WASZĄ przygodę, WASZĄ wytrwałość, siłę, fascynację światem, i WASZĄ piękną miłość! Piszę o WAS z dużymi literami, bo jesteście wielcy, macie cały świat pod stopami, wygraliście ze śniegiem, gradem, burzą, wiatrem (tym lodowatym i tym ognistym), z mgłą. Kochają WAS dzieci, zwierzęta, ludzie wszytkich miast i wiosek, oazy przyjmują WAS z otwarymi ramionami. Oglądając WASZ blogg, można przenieść się do krainy tysiąca i jednej nocy... ta przepiękna bajka stała się WASZĄ rzeczywistością. Jesteście wytrwali w zmaganiach z dniem i okazujecie skruchę nocy, która daje WAM wytchnienie i siłę na dalszą wędrówkę-rowerówkę. Kochani niech gwiazdy WAM sprzyjają!!!

9:22 PM  

Prześlij komentarz

<< Home